Komentarze: 3
kolega probowal mi dzisiaj udowodnic, ze najlepiej nie miec zadnego kodeksu moralnego..."no wiem, sa tacy, co maja to badziewie, ale ja nie zyje wedlug zadnych zasad i tak jest dobrze!"... nie no pewnie? po co nam zasady? zreszta nie o zasady tu chodzi, a o zwykla ludzka moralnosc... jejku! ziem - jezeli nawet postanowiles tak zyc, co wcale nie musi byc takie fajne, jak ci sie wydaje, to daj chociaz zyc innym tak, jak chca. ja nie neguje takiego sposobu na zycie, ale nie zgodze sie, ze w ten sposob nigdy nikomu nie wyrzadza sie krzywdy. mysle po prostu, ze tam gdzie ty najzwyczajniej w swiecie idziesz sobie do przodu w swych poczynaniach, to w pewnym momencie mozesz dojsc do miejsca gdzie przekraczasz czyjas granice. taka subtelna granice pomiedzy tym na co sie ktos godzi, co miesci sie w jego szeroko pojetym akceptowaniu rzeczywistosci, a tym, co dla niego jest absurdem i wybiegnieciem poza tolerowany obszar. nie wiem, czy wtedy nadal jestes taki neutralny... niestety. zyjesz w spolecznosci, ktora zwykle bywa bardzo zroznicowana i nie mozesz zakladac, ze kazdy pojmuje swiat tak, jak ty, a niestety musisz jakos wspolzyc z innymi ludzmi. dlatego uwazam, ze przyjmowanie pozycji w 100% robie to, na co mam ochote nie zawsze dotyczy tylko ciebie jako jednostki. wplynie to takze na twoje otoczenie.